Zima nie chciała do nas przyjść, pojechaliśmy więc jej poszukać. Całą rodziną, a dodatkowo z przyjaciółmi.
Słowacja, góry, narty i sanki. Kilkunastostopniowy mróz w dzień. Kilkudziesięciostopniowy - nocą. Mnóstwo śniegu. Dobre jedzenie i jeszcze lepsza zabawa - ku uciesze dzieciaków.
W dzień szaleliśmy na stoku, jedni na nartach, inni na sankach. P.rozpoczął naukę jazdy na nartach w szkółce narciarskiej i świetnie sobie radził. Być może w przyszłym roku będzie już śmigał z tatusiem. Nutka wyrywa się do nart, jeśli jej ten entuzjazm pozostanie, za rok ją także zapiszemy do szkółki. Kociak hibernował się na mrozie, w gondolce wózka, szczelnie otulony w wełnianym śpiworku, przesypiał słodko wszystkie wyjścia.
Wieczory przy ciepłym kominku, długie rozmowy,śmiech dzieciaków. Mimo pozornie wypełnionego grafiku - mieliśmy z mężem także dużo czasu na spokojną lekturę.
Czego chcieć więcej od udanego urlopu?